Zamiast życzeń wielkanocnych
1. „Weselcie
się z tymi, którzy się weselą. Płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12,
15).
· Może jednak na samym początku epidemii za bardzo
płakaliśmy nad sobą? Może niepotrzebnie aż tyle rozwodziliśmy się nad tym, że nie
mamy ani Mszy świętej, ani Komunii, że przed telewizorem to nie to samo, że nie
możemy iść do spowiedzi i nawet nie ma wody święconej w kropielnicy?
· A może w tym czasie za mało płakaliśmy z tymi,
którzy wtedy płakali, bo nagle pojawiły się duszności i nie wiadomo dlaczego ta
gorączka nie spada? Odizolowani na oddziałach intensywnej terapii, próbowali
wyczytać z zasłoniętych maskami twarzy personelu medycznego choćby strzęp
odpowiedzi na to jedno, najważniejsze pytanie, którego nie mogli już zadać. Odchodzili
na zawsze w przerażającej samotności, a ich bliscy płakali w poczuciu
bezradności, pozbawieni nie tylko jakiejkolwiek możliwości pożegnania się z nimi,
ale nawet udziału w modlitwach pogrzebowych.
· Na tysiącach innych, zmęczonych przedłużającą się
izolacją twarzach, nawet jeśli nie można było dostrzec choćby jednej łzy, to
jednak lęk, straszliwy lęk o pracę, o utrzymanie rodziny, o przyszłość był ten
sam i tak samo trudny do zniesienia.
· Może ten wirus został nam dany po to, byśmy się
nauczyli płakać najpierw z tymi, którzy płaczą, a dopiero potem, jeśli nam
zostanie jeszcze jakaś łza, nad sobą…?
2. „Nadchodzi
jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać
cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć
Ojciec” (J 4, 23).
· A może ten wirus został nam dany również po to, byśmy
mogli przejść od wiary opartej na religijności do wiary zbudowanej na osobistej
relacji z Bogiem? Może dla nas wierzących ta epidemia jest czasem błogosławionym,
kiedy nagle pozbawieni wszystkich liturgicznych i parafialnych „podpórek” musimy
sobie odpowiedzieć na trudne pytanie: co mnie z Nim naprawdę łączy? Na czym
zbudowana jest moja wiara? Czy ja rzeczywiście mam Mu coś do powiedzenia tak od
siebie, od środka, a nie chórem z innymi na niedzielnej Mszy św. w naszym
parafialnym kościele?
· Tradycyjna pobożność i wszystkie nasze praktyki religijne
same w sobie nie są złe, ale gdy zabraknie osobistej relacji z Nim „w Duchu i prawdzie”,
to właśnie one, jak gruba skorupa czy jakaś nieprzepuszczalna skamielina, sprawią,
że nie dotknie nas łaska, że wszystko, co mogło nas uzdrowić i dać życie,
spłynie i nie wyda owocu nawrócenia w naszym życiu.
· To jest czas radykalnego oczyszczenia „do kości” naszej
wiary z osadu, który nie przepuszcza łaski. Zamknęliśmy Boga w pobudowanych dla
Niego świątyniach. Teraz, gdy nie możemy tam pójść, ten sam Bóg mówi: „Ty zaś,
gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do
Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda
tobie (Mt 6, 6). Dziś każdy dom, każde mieszkanie jest, jak w czasach
pierwszych chrześcijan, prawdziwym kościołem, miejscem spotkania z Tym, który
widzi w ukryciu.
· Jednak kościół „rodzinny” to za mało. Chrześcijaństwo
nie jest religią rodzinną, ale wspólnotową. Potrzeba jeszcze otwarcia na
innych. Jest to możliwe nawet w czasie izolacji, kiedy to za pomocą
nowoczesnych technologii i komunikatorów możemy tworzyć małe wirtualne wspólnoty:
„Bo gdzie są
dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
·
Czas epidemii
pokazał, jak niewiele trzeba, by ta łupinka, jaką jest barka naszego życia,
przewróciła się do góry dnem. Ogarnął nas strach i niepewność jutra. Zmagamy
się z naszym lękiem o przyszłość, o pracę, o pieniądze na utrzymanie rodziny.
·
Równocześnie
zaczynamy sobie zadawać pytania o to, czy nie przyszedł czas na mały remanent w
naszym życiu? Bo może się nam to życie trochę zagraciło?! I nie chodzi tu od razu
o rzeczy, które posiadamy, ale właśnie o to, czego nie mamy, a wydaje się nam,
że musimy to mieć, aby osiągnąć szczęście. Może teraz wreszcie zobaczymy, że te
wszystkie tanie podróby recepty na szczęście nie są nam do niczego potrzebne.
·
Może to
właśnie dziś – w czasie zarazy - trzeba wzmocnić swój system odpornościowy i
wytworzyć specjalne „przeciwciała”, tak byśmy jutro - kiedy wirus się skończy -
byli bardziej odporni na chorobę bezsensownego gromadzenia czy pożądania rzeczy
zbędnych, niepotrzebnych lub niekoniecznych? „Nic bowiem nie przynieśliśmy na
ten świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i
odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego
zadowoleni!” (1 Tm 6, 7-8).
4. „Cóż mamy
czynić, bracia? - zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. Nawróćcie się (tzn.
zmieńcie myślenie) - powiedział do nich Piotr” (Dz 2, 37-38).
· Kiedyś skończy pandemia, izolacja i wrócimy do
tzw. normalnego życia. Znów będziemy mieli dostęp do tego wszystkiego, czego
dziś tak bardzo nam brakuje.
· Obyśmy tylko nie odetchnęli z ulgą, że nareszcie
wszystko będzie jak przedtem: praca, biura, sklepy, szkoły, komunikacja, Msze,
spowiedzi, nabożeństwa i woda święcona w kropielnicy. Nie dziękujmy wtedy Panu
Bogu za to, że nam to wszystko przywrócił i możemy znowu żyć jak dawniej. Pan
Bóg takiej modlitwy dziękczynnej nie przyjmie i nie wysłucha. Poprośmy raczej o
to, byśmy po tym wszystkim choć trochę zmienili nasze myślenie, byśmy
nie wrócili do tego naszego starego życia. Nie pytajmy, jak słuchacze św.
Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy, co mamy robić. Nie musimy robić nic
specjalnego, wystarczy, że choć trochę zmienimy nasze myślenie…
Z serdecznym pozdrowieniem, modlitwą oraz nadzieją na bliskie spotkanie.
ks. Bogusław Brzyś, rektor PMK we Francji
Podpisując się pod tymi słowami ks. Rektora, które
skłaniają do refleksji, pozostając z Wami w łączności duchowej życzę radości
paschalnej, która płynie z „prawdziwej przyjaźni” z Jezusem!!!
Ks. Paweł Dąbrowa
![]() |
Figura Chrystusa w Rio de Janeiro |